Rozdział 2
"Cudownie jest:
Powietrze jest!"
~ Edward Stachura
Gdy
skończył się obiad, poszłam razem z Rose do mniejszej sali. Nie wiedziałam na
co było przeznaczone to pomieszczenie. Pokój był względnie pusty. Jedynym
wyposażeniem była tu gigantyczna zielona kanapa i fotel w tym samym kolorze,
ulokowane przy tylnej ścianie. Po środku sali stał samotny filar. Pomalowany na
biało sufit był podzielony tak jakby na cztery segmenty. W każdej części wisiał
żyrandol. Nie były one tak duże, ani okazałe jak ten w holu, ale tak samo
piękne. Ściany były beżowo - żółte. W każdym rogu stał świecznik z zapalonymi
świecami. W pomieszczeniu roznosił się delikatny, ale odurzający zapach
stopionego wosku.
-
Zabieram cię teraz na prawdziwą zabawę, a nie na takie nudy, gdzie można usnąć
- Rose była bardzo rozemocjonowana.
-
Ale... Jak? Gdzie? Kiedy? Yyy... Co? - gdzie ona chce mnie znowu wywlec?
Moja
przyjaciółka zaczęła się śmiać.
Uniosłam
brew. O co jej chodzi?
-
O co ci chodzi? - zapytałam.
-
No to sprawy wyglądają tak: Jack zaprosił nas na imprezę pod pokładem. Będzie
fajnie. No cóż, na pewno będzie mniej sztywno niż na naszych przyjęciach.
Idziesz? - w głosie Rose było słychać nutkę podekscytowania.
Na
chwilę zatapiam się we własnych myślach.
-
James chyba nie będzie zachwycony. Raczej nie pójdę. Ci ludzie spod pokładu
chyba nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami. - odpowiadam jej.
Przyjaciółka
na chwilę marszczy brwi w wyrazie zmartwienia, ale jej twarz zaraz się
rozjaśnia. Wykrzywia usta w cynicznym uśmieszku.
-
Czyżby moja najdroższa przyjaciółka Areli się cykała? - Rose położyła sobie
dłonie na biodrach i uniosła brew. Zaczęła się ze mnie śmiać. Wyglądało jakby
miała atak padaczki.
-
Już? - rzuciłam lekko zirytowana.
Założyłam
ręce.
-
Może - Trochę się opanowała. - Albo i nie - znów parsknęła śmiechem.
Przewróciłam
teatralnie oczami.
-
Bardzo śmieszne. Normalnie koń by się uśmiał. Ha, ha, ha. - powiedziałam tracąc
cierpliwość. - Idę sobie.
Moja
przyjaciółka wyciągnęła rękę jakby gestem chciała pokazać: "Stop.
Zatrzymaj się. Czerwone światło".
-
Czekaj! - zawołała.
Małymi
kroczkami podeszła do mnie. Położyła mi czule rękę na ramieniu z wyrazem
skruchy na twarzy.
-
Już, już. Chodź ze mną. Proszę - jej błagalny ton zmiękczył mi serce.
Wypada?
I czy warto zważając na to co będzie jeśli mama się dowie? - pomyślałam.
Zastanowiłam
się przez krótką chwilę.
A
tam. Raz kozie śmierć.
-
Czemu nie - rzuciłam niby od niechcenia.
Kiedy
wypowiedziałam te słowa napłynęła do mnie gala odwagi.
Rose
się rozpromieniła. Podskoczyła i jednym susem znalazła się obok mnie.
Przytuliła mnie mocno.
-
Dziękuję. No to postanowione - była pełna entuzjazmu.
***
-
Co ja mam na siebie włożyć? - krzyknęłam rozdrażniona.
Stałam
w swojej kajucie, przed szafą pełną ubrań. Miałam tutaj suknie balowe we
wszystkich kolorach tęczy. Ale przecież nie mogłam pójść na taką potańcówkę w
sukni, która ma w sobie chyba z pięćdziesiąt metrów materiału. Będę się męczyć.
W końcu udało mi się znaleźć na dnie szafy jakąś starą, zieloną sukienkę, która
zdawała się na pierwszy rzut oka być dość luźna. Stwierdziłam, że nie ubiorę
gorsetu. A co mi tam.
A
czy bez gorsetu w ogóle da się funkcjonować? - zapytałam sama siebie w duchu. -
Trzeba się przekonać.
Gdy
się już przebrałam, wyszłam na korytarz i podążyłam w stronę kajuty Rose.
Rozkoszowałam się lekkością i swobodą z jaką mogłam iść bez tego głupiego
czegoś. Nawet potrafiłam oddychać. Gdyby nie to, że w każdej chwili ktoś mógł
wyjść zza rogu, to z pewnością zaczęłabym podskakiwać i wymachiwać rękami.
Kiedy przechodziłam obok pokoju Jamesa, naszła mnie myśl: czy jego by może
także nie zaprosić? Przystanęłam pod jego drzwiami i uniosłam rękę z zamiarem
zapukania.
Po
pierwsze czy on w ogóle będzie chciał się zadawać z tymi ludźmi? -
zastanawiałam się. - A po drugie czy nie zakaże mi się tam wybrać?
Po
kilku sekundach stania w niezmiennej pozycji, odskoczyłam jak oparzona od drzwi
i odeszłam szybkim krokiem. Poczułam się jak dziecko, które robi ludziom
psikusy, więc dzwoni do drzwi i ucieka.
***
Przepraszam, że tak późno i taki krótki rozdział. I przyznaję się, że zbyt powalający on nie jest (no dobra jest strasznie nudny, nie miałam weny). Jeśli ktoś jeszcze nie wie to James jest narzeczonym Areli. Dodałam chyba ze 3 zdania w pierwszym rozdziale, bo ja mądra przy pisaniu drugiego rozdziały ubzdurałam sobie, że fajnie by było gdyby Areli miała chłopaka. Postanowiłam, że na początku każdego rozdziału będzie jakiś cytat. Swoją drogą gorąco polecam wiersze Edwarda Stachury. Pozdrawiam i postaram się, żeby następne rozdziały były ciekawsze, ale w sumie początki często są nudne, więc się tak bardzo nie przejmuję :D ~ Autorka
E tam! Początki są trudne, a ty radzisz sobie świetnie!
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić - rozdział BARDZO mi się podoba! Jest wspaniale napisany i ciekawe oddajesz uczucia Areli. Ach, ten James może być później przeszkodą...dobra, nie mogę knuć.
Widać, że Areli dba o zdanie innych, ale rwie się do prawdziwego życia. Niech dziewczyna trochę zaszaleje, należy jej się od życia ^^
Precz z gorsetami!
Bardzo mi się podoba :3
Pozdrawiam i życzę mnóóóstwa weny <3
Pytałaś na moim blogu czy tylko Tobie pojawiają sie te nutki, nie tylko Tobie wszystkim. To taki "gadżet" możesz miec przeróżne wzory wystarczy wejść na stronę "profilki.pl" ;-) Pozdrawiam,Julia.
OdpowiedzUsuńA mnie te nutki akurat niezmiernie irytują, ale nie aż tak jak muzyka w tle, którą na kilku blogach spotkałem. To blog z opowiadaniem, liczy się treść, przejrzystość i czytelność strony, a nie infantylne gadżety, ale to tylko moje zdanie, bo jak wiadomo "co kto lubi, jego rzecz".
UsuńRozdział jest świetny! Szablon cudny!
OdpowiedzUsuńhttp://ciemnyskrawek.blogspot.com/2015/07/my-life-facts-about-me.html
rozdział bardzo ciekawy, wierzę, że następny będzie również tak dobry. :)
OdpowiedzUsuńhttp://odrobina-ciepla.blogspot.com
raczej nie czytam blogów z opowiadaniami ale na Twój będę zaglądać <3 super piszesz ;* http://creamshine.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za tak miłe komentarze. Nawet nie wiecie jak moje serduszko się ucieszyło, kiedy je przeczytałam. Serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że taki krótki, ale spodobał mi się. Oby tak dalej! I nie przejmuj się chwilowym brakiem weny. Zawsze się zdarza a rozdział nie jest zły. Poza tym już lubię główną bohaterkę. Po co komu gorset się pytam? Koszmar. Do następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję
Melete
Mam nadzieję, że złapiesz wenę, bo mega fajne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
http://olineypl.blogspot.com/
Blog jest super!
OdpowiedzUsuńTakże lubię wiersze Stachury :) To fakt, rozdział krótki, ale i tak mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie, żebym musiała nosić gorset, chyba zwariowałabym. Dlatego popieram główną bohaterkę :)
miecwlasnezycie.blogspot.com
Super :) masz talent, który musisz rozwijać :) dobrze się to czyta, choć jak już mówiłem nie moja tematyka! :D blog super :) serdecznie cię pozdrawiam i zapraszam: zakochanymol.blogspot.com
OdpowiedzUsuńRobisz błędy "beżowo - żółte" - znaczy trochę beżu i trochę żółtego, np w paski lub jedna ściana taka, a dryga taka? Nawet jeśli tak, to łącznie "beżowo-żółte", ale czuję, że tutaj chodziło ci o jednolitą barwę, odcień "żółtobeżowe".
OdpowiedzUsuń"Czerwone światło" - wtedy nie każdy miał prąd, a co dopiero czerwone światła.
Dialogi niekiedy zapisujesz dobrze, innymi razy źle, ale to "źle" to takie błahostki i rzadko się zdarzają, więc chyba to niedopatrzenia, a nie brak wiedzy.
"tego głupiego czegoś" - zdanie nie wpasowuje się w czasy o jakich piszesz.
Gorset, wtedy chyba nie każdy już je nosił, były chyba już usztywniane suknie. Poczytaj trochę o tych czasach, choćby jakieś historyczne wzmianki.
Faktycznie rozdział strasznie krótki i ledwie się człowiek wczyta, a ty już finisz (koniec rozdziału), no ale na szczęście jeszcze trafiłem tu na tyle późno, że jeszcze trzy rozdziały przede mną, więc nie będę narzekał.
Masz u mnie punkt za polskie utwory, z których dobierasz cytaty.
Róża (Rose zawsze spolszczam) widzę nie dosyć, że sama pakuje się w kłopoty, to jeszcze wymyśliła by wciągnąć w nie przyjaciółkę. Myślę, że te dwie będą się tylko wzajemnie nakręcać i nic dobrego z ich "wyrywania się z kręgów snobistycznych" nie wyjdzie.
Suknie z taką ilością materiału - chyba tylko ślubne, balowe już wtedy były krótsze, bardziej swobodne, bo i tańce takie, że pan mógł podeptać sukienkę wybranki, więc były już nieco okrojone. Początek XX wieku, to nie początek czy połowa XIX.
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com