wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 2

Rozdział 2

"Cudownie jest:
Powietrze jest!"
~ Edward Stachura
           
            Gdy skończył się obiad, poszłam razem z Rose do mniejszej sali. Nie wiedziałam na co było przeznaczone to pomieszczenie. Pokój był względnie pusty. Jedynym wyposażeniem była tu gigantyczna zielona kanapa i fotel w tym samym kolorze, ulokowane przy tylnej ścianie. Po środku sali stał samotny filar. Pomalowany na biało sufit był podzielony tak jakby na cztery segmenty. W każdej części wisiał żyrandol. Nie były one tak duże, ani okazałe jak ten w holu, ale tak samo piękne. Ściany były beżowo - żółte. W każdym rogu stał świecznik z zapalonymi świecami. W pomieszczeniu roznosił się delikatny, ale odurzający zapach stopionego wosku.
            - Zabieram cię teraz na prawdziwą zabawę, a nie na takie nudy, gdzie można usnąć - Rose była bardzo rozemocjonowana.
            - Ale... Jak? Gdzie? Kiedy? Yyy... Co? - gdzie ona chce mnie znowu wywlec?
            Moja przyjaciółka zaczęła się śmiać.
            Uniosłam brew. O co jej chodzi?
            - O co ci chodzi? - zapytałam.
            - No to sprawy wyglądają tak: Jack zaprosił nas na imprezę pod pokładem. Będzie fajnie. No cóż, na pewno będzie mniej sztywno niż na naszych przyjęciach. Idziesz? - w głosie Rose było słychać nutkę podekscytowania.
            Na chwilę zatapiam się we własnych myślach.
            - James chyba nie będzie zachwycony. Raczej nie pójdę. Ci ludzie spod pokładu chyba nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami. - odpowiadam jej.
            Przyjaciółka na chwilę marszczy brwi w wyrazie zmartwienia, ale jej twarz zaraz się rozjaśnia. Wykrzywia usta w cynicznym uśmieszku.
            - Czyżby moja najdroższa przyjaciółka Areli się cykała? - Rose położyła sobie dłonie na biodrach i uniosła brew. Zaczęła się ze mnie śmiać. Wyglądało jakby miała atak padaczki.
            - Już? - rzuciłam lekko zirytowana.
            Założyłam ręce.
            - Może - Trochę się opanowała. - Albo i nie - znów parsknęła śmiechem.
            Przewróciłam teatralnie oczami.
            - Bardzo śmieszne. Normalnie koń by się uśmiał. Ha, ha, ha. - powiedziałam tracąc cierpliwość. - Idę sobie.
            Moja przyjaciółka wyciągnęła rękę jakby gestem chciała pokazać: "Stop. Zatrzymaj się. Czerwone światło".
            - Czekaj! - zawołała.
            Małymi kroczkami podeszła do mnie. Położyła mi czule rękę na ramieniu z wyrazem skruchy na twarzy.
            - Już, już. Chodź ze mną. Proszę - jej błagalny ton zmiękczył mi serce.
            Wypada? I czy warto zważając na to co będzie jeśli mama się dowie? - pomyślałam.
            Zastanowiłam się przez krótką chwilę.
            A tam. Raz kozie śmierć.
            - Czemu nie - rzuciłam niby od niechcenia.
            Kiedy wypowiedziałam te słowa napłynęła do mnie gala odwagi.
            Rose się rozpromieniła. Podskoczyła i jednym susem znalazła się obok mnie. Przytuliła mnie mocno.
            - Dziękuję. No to postanowione - była pełna entuzjazmu.

***

            - Co ja mam na siebie włożyć? - krzyknęłam rozdrażniona.
            Stałam w swojej kajucie, przed szafą pełną ubrań. Miałam tutaj suknie balowe we wszystkich kolorach tęczy. Ale przecież nie mogłam pójść na taką potańcówkę w sukni, która ma w sobie chyba z pięćdziesiąt metrów materiału. Będę się męczyć. W końcu udało mi się znaleźć na dnie szafy jakąś starą, zieloną sukienkę, która zdawała się na pierwszy rzut oka być dość luźna. Stwierdziłam, że nie ubiorę gorsetu. A co mi tam.
            A czy bez gorsetu w ogóle da się funkcjonować? - zapytałam sama siebie w duchu. - Trzeba się przekonać.
            Gdy się już przebrałam, wyszłam na korytarz i podążyłam w stronę kajuty Rose. Rozkoszowałam się lekkością i swobodą z jaką mogłam iść bez tego głupiego czegoś. Nawet potrafiłam oddychać. Gdyby nie to, że w każdej chwili ktoś mógł wyjść zza rogu, to z pewnością zaczęłabym podskakiwać i wymachiwać rękami. Kiedy przechodziłam obok pokoju Jamesa, naszła mnie myśl: czy jego by może także nie zaprosić? Przystanęłam pod jego drzwiami i uniosłam rękę z zamiarem zapukania.
            Po pierwsze czy on w ogóle będzie chciał się zadawać z tymi ludźmi? - zastanawiałam się. - A po drugie czy nie zakaże mi się tam wybrać?
            Po kilku sekundach stania w niezmiennej pozycji, odskoczyłam jak oparzona od drzwi i odeszłam szybkim krokiem. Poczułam się jak dziecko, które robi ludziom psikusy, więc dzwoni do drzwi i ucieka.


 ***
Przepraszam, że tak późno i taki krótki rozdział. I przyznaję się, że zbyt powalający on nie jest (no dobra jest strasznie nudny, nie miałam weny). Jeśli ktoś jeszcze nie wie to James jest narzeczonym Areli. Dodałam chyba ze 3 zdania w pierwszym rozdziale, bo ja mądra przy pisaniu drugiego rozdziały ubzdurałam sobie, że fajnie by było gdyby Areli miała chłopaka. Postanowiłam, że na początku każdego rozdziału będzie jakiś cytat. Swoją drogą gorąco polecam wiersze Edwarda Stachury. Pozdrawiam i postaram się, żeby następne rozdziały były ciekawsze, ale w sumie początki często są nudne, więc się tak bardzo nie przejmuję :D ~ Autorka

13 komentarzy:

  1. E tam! Początki są trudne, a ty radzisz sobie świetnie!
    Co tu dużo mówić - rozdział BARDZO mi się podoba! Jest wspaniale napisany i ciekawe oddajesz uczucia Areli. Ach, ten James może być później przeszkodą...dobra, nie mogę knuć.
    Widać, że Areli dba o zdanie innych, ale rwie się do prawdziwego życia. Niech dziewczyna trochę zaszaleje, należy jej się od życia ^^
    Precz z gorsetami!
    Bardzo mi się podoba :3
    Pozdrawiam i życzę mnóóóstwa weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytałaś na moim blogu czy tylko Tobie pojawiają sie te nutki, nie tylko Tobie wszystkim. To taki "gadżet" możesz miec przeróżne wzory wystarczy wejść na stronę "profilki.pl" ;-) Pozdrawiam,Julia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie te nutki akurat niezmiernie irytują, ale nie aż tak jak muzyka w tle, którą na kilku blogach spotkałem. To blog z opowiadaniem, liczy się treść, przejrzystość i czytelność strony, a nie infantylne gadżety, ale to tylko moje zdanie, bo jak wiadomo "co kto lubi, jego rzecz".

      Usuń
  3. Rozdział jest świetny! Szablon cudny!
    http://ciemnyskrawek.blogspot.com/2015/07/my-life-facts-about-me.html

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział bardzo ciekawy, wierzę, że następny będzie również tak dobry. :)
    http://odrobina-ciepla.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. raczej nie czytam blogów z opowiadaniami ale na Twój będę zaglądać <3 super piszesz ;* http://creamshine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję wszystkim za tak miłe komentarze. Nawet nie wiecie jak moje serduszko się ucieszyło, kiedy je przeczytałam. Serdecznie pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że taki krótki, ale spodobał mi się. Oby tak dalej! I nie przejmuj się chwilowym brakiem weny. Zawsze się zdarza a rozdział nie jest zły. Poza tym już lubię główną bohaterkę. Po co komu gorset się pytam? Koszmar. Do następnego rozdziału!
    Pozdrawiam i całuję
    Melete

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że złapiesz wenę, bo mega fajne rozdziały :)
    Zapraszam ;)
    http://olineypl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Także lubię wiersze Stachury :) To fakt, rozdział krótki, ale i tak mi się podoba.
    Nie wyobrażam sobie, żebym musiała nosić gorset, chyba zwariowałabym. Dlatego popieram główną bohaterkę :)

    miecwlasnezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super :) masz talent, który musisz rozwijać :) dobrze się to czyta, choć jak już mówiłem nie moja tematyka! :D blog super :) serdecznie cię pozdrawiam i zapraszam: zakochanymol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Robisz błędy "beżowo - żółte" - znaczy trochę beżu i trochę żółtego, np w paski lub jedna ściana taka, a dryga taka? Nawet jeśli tak, to łącznie "beżowo-żółte", ale czuję, że tutaj chodziło ci o jednolitą barwę, odcień "żółtobeżowe".
    "Czerwone światło" - wtedy nie każdy miał prąd, a co dopiero czerwone światła.
    Dialogi niekiedy zapisujesz dobrze, innymi razy źle, ale to "źle" to takie błahostki i rzadko się zdarzają, więc chyba to niedopatrzenia, a nie brak wiedzy.
    "tego głupiego czegoś" - zdanie nie wpasowuje się w czasy o jakich piszesz.
    Gorset, wtedy chyba nie każdy już je nosił, były chyba już usztywniane suknie. Poczytaj trochę o tych czasach, choćby jakieś historyczne wzmianki.
    Faktycznie rozdział strasznie krótki i ledwie się człowiek wczyta, a ty już finisz (koniec rozdziału), no ale na szczęście jeszcze trafiłem tu na tyle późno, że jeszcze trzy rozdziały przede mną, więc nie będę narzekał.
    Masz u mnie punkt za polskie utwory, z których dobierasz cytaty.
    Róża (Rose zawsze spolszczam) widzę nie dosyć, że sama pakuje się w kłopoty, to jeszcze wymyśliła by wciągnąć w nie przyjaciółkę. Myślę, że te dwie będą się tylko wzajemnie nakręcać i nic dobrego z ich "wyrywania się z kręgów snobistycznych" nie wyjdzie.
    Suknie z taką ilością materiału - chyba tylko ślubne, balowe już wtedy były krótsze, bardziej swobodne, bo i tańce takie, że pan mógł podeptać sukienkę wybranki, więc były już nieco okrojone. Początek XX wieku, to nie początek czy połowa XIX.

    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń