niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 6

Rozdział 6


"Czasem nagle smutniejesz
To jakby dnia ubywa
I nie wiem jak ci pomóc
Więc tylko proszę wybacz

Czasem łzy w twoich oczach
Na krótką chwilę zagoszczą
I nie wiem czy coś mówić
I nawet nie wiem po co"
~ Adam Ziemianin


ARELI

            - Ooo... Przyszła Krzykajła - przez cały czas drwiący uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
            Nie byłam w stanie odezwać się nawet słowem, ani się poruszyć. Wmurowało mnie w podłogę. Jego postawa i zachowanie w niewiadomy sposób peszyły mnie.
            Mężczyzna siedział za ogromnym biurkiem naprzeciw drzwi. Wyglądał nieludzko spokojnie. Emanowała z niego pewność siebie. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, tylko po to, żeby nie patrzeć w oczy kapitana. Kajuta była utrzymana w ciemnej kolorystyce. Wystrój był staromodny i surowy, ale równocześnie bardzo męski. Przy lewej ścianie łóżko, a przy prawej - szafa.
            - Co tak nagle zamilkłaś? - Jeszcze przed chwilą myślałem, że uszy mi wybuchną, a teraz słyszę nawet szum fal - w głosie mężczyzny wyczułam drwinę. Zamyślił się na chwilę. - Może lepiej nic nie mów tylko słuchaj, bo zaraz mewy stracą słuch - wstał, okrążył biurko i usiadł na jego skraju. Założył ręce na piersi.

HAKUŚ

            Stałem w swojej kajucie opierając się o biurko. Wpatrywałem się uważnie w dziewczynę naprzeciw mnie. Pierwsze co zauważyłem to, to, że była piękna, ale gdy się jej uważniej przyjrzałem, spostrzegłem w jej oczach dziwny błysk. Mimo że zmieniła już ubrania na suche, miała gęsią skórkę i lekko się trzęsła. Wyglądała na zdezorientowaną i przestraszoną. Miałem przemożną ochotę objąć ją, pogłaskać po głowie i wyszeptać do ucha, że wszystko będzie dobrze. Zacisnąłem dłonie na blacie biurka, żeby nie zrobić tego pod wpływem emocji.  Gdy się tak w nią wpatrywałem, przypomniało mi się, że ona przecież czeka na mój monolog.
            - A więc... - zacząłem. - Jesteś tu moim gościem, ale nie toleruję krzyków, buntów, marudzenia i darmozjadów. Fakt, że nasze jedzenie nie jest najlepsze, ale jak nie będziesz chciała jeść, nie będziesz musiała. Ja nikogo nie będę zmuszać - zaśmiałem się szyderczo. - Mam nadzieję, że ubrania ci pasują, bo nie mamy i nie będziemy mieli żadnej sukni. Jak już zauważyłaś jest to statek piracki, więc do niedawna były tu sami mężczyźni. Teraz możesz już odejść - zrobiłem ruch ręką, którym zasygnalizowałem jej, żeby wyszła.
            Dziewczyna energicznie odwróciła się na pięcie, odrzuciła włosy za plecy i z głuchym odgłosem zatrzasnęła drzwi.
            Pomieszczenie zrobiło się nagle jakieś inne. Jakby bardziej puste niż zawsze. Poczułem się jakbym nie był u siebie. Bardzo  nieswojo. Wyrzuty sumienia zaczęły mnie zżerać od środka. Zaraz? To jak mam sumienie? To gdzie ono było przez ostatnie dwadzieścia parę lat?
            Może potraktowałem ją zbyt ostro? - zapytałem sam siebie.
            Sztywnym krokiem podszedłem do drzwi, oparłem się o nie, nawet nie wiem kiedy opadłem na ziemię i tak siedziałem zakrywając twarz rękami. Czułem się jak w trakcie sztormu. Wnętrzności wywracały się w moim brzuchu. Dosłownie czułem jakbym miał je tera do góry nogami.
            Dlaczego ja tak to przeżywam? - pomyślałem. Przecież widziałem ją dopiero drugi raz w życiu i w dodatku to ja tu jestem kapitanem. To ja tutaj rządzę.
            Zerwałem się na równe nogi.
            Od kiedy stałem się tak słaby, że daję kobiecie mącić mi w głowie?

ARELI

            Wpadłam do mojej kajuty i zatrzasnęłam za sobą drzwi z impetem, jakbym chciała oznajmić całemu statkowi, że bez kija lepiej do mnie nie podchodzić.
            - Co on sobie wyobraża?! - wykrzyczałam. - Nie jestem, ani zabawką, ani jego służącą!
            Wyrzuciłam ręce w górę i zwróciłam głowę ku niebu. Zaraz potem moje kończyny górne bezwładnie opadły.
            - Co się stało? - Angelika podeszła do mnie jak do tykającej bomby zegarowej, którą trzeba rozbroić. Położyła mi rękę na ramieniu.
            - Ten idiota, kapitan najpierw był dla mnie miły, ale potem potraktował mnie jak nic niewartego śmiecia i po prostu wyrzucił.
            - Nie bierz tego tak do siebie. On po prostu musi pilnować porządku na swoim statku - powiedziała to tak spokojnie i stanowczo, że prawie jej uwierzyłam. Prawie.
            - Może i tak, Angeliko, ale to go nie usprawiedliwia.
            Dziewczyna nagle posmutniała. Zwiesiła głowę. To jakby dnia ubyło. Spojrzała na mnie ze współczuciem i zrozumieniem.

            - Musisz jednakże pamiętać, że teraz do niego należysz, a ja do jego zastępcy. Tylko do nich.

***
Właśnie się przed wami chowam. Nie bijcie mnie. Wiem, że rozdział miał być 2 miesiące temu, ale mam chyba dobre wytłumaczenie. Pisałam ostatnio aż cztery olimpiady (niestety tylko z jednej przeszłam i to z tej która mi w ogóle nie jest potrzebna. To się nazywa złośliwość losu). W czwartek i piątek pisałam także próbny egzamin gimnazjalny. (W poniedziałek piszę z angla, więc życzcie mi szczęścia).Wiem, że rozdział jest krótki, ale chciałam go po prostu wstawić go w tym tygodniu, bo mnie przyjaciółka poprosiła. Wiktorio, zadowolona? Jestem też osobą straaaaaaaaaaasznie leniwą, więc czasem potrzebuję kopa w dupę (za przeproszeniem). Tak Wiki, upoważniam cię do tego kopa.
Co tam się działo u was przez ten długi czas?
Ps. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga, bo mnie bardzo. Sama robiłam. Jestem z siebie taka dumna ;)
Pozdrawiam <3 ~ Autorka